Barańczak na rowerze czyli wyprawy ks. Michała Barańskiego

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(1)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Baranczak.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:156.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:11:52
Średnia prędkość:13.15 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:52.00 km i 3h 57m
Więcej statystyk

Szczecin - Trzebież - Rez. Świdwie - Szczecin

Poniedziałek, 30 maja 2011 | dodano:06.06.2011
Km:76.00 Czas:06:43km/h:11.32
Pr. maks.:0.00Temperatura: Rower:Kross Trans Alp 2009

Okrążenie Unteruckersee

Poniedziałek, 23 maja 2011 | dodano:24.05.2011
Km:32.00 Czas:02:09km/h:14.88
Pr. maks.:0.00Temperatura: Rower:Kross Trans Alp 2009
Była ładna pogoda, choć trochę chłodno i wiał dość silny wiatr. Pomyślałem, że można by odwiedzić sąsiadów. Wybór padł na ładne, aczkolwiek jeszcze nieco zaniedbane miasteczko Prenzlau. Na uwagę zasługuje zwłaszcza malownicze jeziorko o powierzchni ok. 1000 ha, po którym można przepłynąć się stateczkiem. Ja natomiast postanowiłem jeziorko objechać rowerem, napawając się jego widokiem z otaczających wzgórz. Dystans marny, ale krajobrazy cudne, więc warto.

Na szczęście wpadłem na genialny pomysł, żeby zabrać ze sobą aparat. W związku z tym zaprezentuję skromną fotorelację z wyprawy.

Początek niestety nie najlepszy. Nie mam co prawda zdjęcia pokazującego najpiękniejszy moment w całej wyprawie, gdy droga zmienia się w rzekę, ale po odnalezieniu objazdu też nie było za ciekawie. Dróżka wybrukowana jak ze średniowiecza, szkoda mi było mojego nowego Trans Alpa, ale w sumie pomyślałem sobie: niech się przyzwyczaja, że lekko nie będzie...

...i wykrakałem. Myślimy sobie o Niemcach, że tacy solidni, a tu proszę: droga jak za króla Ćwieczka i do tego drzewo w poprzek drogi. Przez kilka dobrych minut zastanawiałem się jak to obejść, bo z jednej strony był dość stromy uskok, z drugiej natomiast dość wysokie pokrzywy (ani jednego ani drugiego nie widać na zdjęciu). A na powtórkę z ostatniej wycieczki nie miałem za bardzo ochoty. Ale zawracać też nie było sensu, więc wybrałem... pokrzywy (auuuć).

Za to widoki cudne. Warto było się trochę poświęcić. Potem zresztą było już znacznie lepiej jeśli chodzi o drogę:

No i pojawiła się także pierwsza infrastruktura dla turystów rowerowych, z której skwapliwie skorzystałem, rozkoszując się wodą Żywiec i wspaniałym krajobrazem.

Przejeżdżając przez miejscowość po drugiej stronie jeziora natrafiłem na ciekawe towarzystwo, które spokojnie chrupało sobie trawę. Gdy jednak wyciągnąłem aparat, z zainteresowaniem ruszyło do mnie, myśląc zapewne, że to coś do jedzenia...

Po nader przyjemnym spotkaniu wjechałem już na szlak rowerowy Berlin-Usedom, co oznaczało wyższy standard podróży - wydzielone ścieżki rowerowe, częstsze miejsca do odpoczynku, a nawet i takie coś:

Może wygląda na zwykły barak, ale to prawdziwa kawiarnia dla turystów. Można sobie kupić coś do jedzenia, picia, obejrzeć mapę, a nawet skorzystać z noclegu (na zapleczu jest camping). Za to właśnie cenię Niemców.

A to już widok na Prenzlau od drugiej strony jeziora (które wystraszone schowało się za drzewami). Taki krajobraz obwieszcza rychły koniec wyprawy.

Jeszcze przejazd przez ostatni mostek i koniec podróży. Niby tylko 32 km, ale bardzo fajna wycieczka. Polecam!

Ze Stobna do Loecknitz i z powrotem

Czwartek, 19 maja 2011 | dodano:24.05.2011
Km:48.00 Czas:03:00km/h:16.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: Rower:Kross Trans Alp 2009
To miało być przyjemne z pożytecznym. Przejechanie rekreacyjnego dystansu zbliżonego do 50 km, a zarazem drobne zakupy w niemieckim Loeknitz. Okazało się jednak, że zakupy nie były takie drobne. Plecak ważył prawie 10 kg, a ponieważ zawierał także butelkę marcepanowego likieru (jak się potem okazało, całkowicie nieprzydatnego do niczego), odpadało umieszczenie go na bagażniku. W razie niesprzyjających okoliczności nie chciałem mieć całego bagażu upapranego likierem. Obawy te zresztą okazały się zasadne, ponieważ "niesprzyjające okoliczności" zaistniały. Po zbyt wczesnym skręcie w prawo w miejscowości Boock (niby to wyglądało jak skrzyżowanie, na którym miałem skręcić), zostałem wywiedziony w pole, a potem rozpocząłem kluczenie po lesie, kierując się jedynie wskazaniem kompasu umieszczonego (dzięki Bogu!) w pokładowym komputerze. Komputerek ów niestety nie wskazuje, czy droga, którą obieram, nadaje się do użytku dla roweru o wąskich oponach, więc po dynamicznym wjeździe przednim kołem w piach, znaleźliśmy się (ja i rower) w pozycji horyzontalnej. W sumie rower był w lepszej sytuacji, bo nic go nie poparzyło. Cieszyłem się natomiast z braku uszkodzeń mechanicznych oraz z nienaruszonej zawartości plecaka, który jeszcze przez ponad 20 km miał mi niemiłosiernie obciążać ramiona. Dlatego miałem jeszcze sporo czasu, aby się zastanowić, po jaką cholerę ja to wymyśliłem i cóż to za durny pomysł żeby z zakupami wracać dłuższą drogą. No ale na głupotę ponoć lekarstwa nie ma. Chyba że pokrzywy.

kategorie bloga

Moje rowery

Kross Trans Alp 2009 1914 km

szukaj

archiwum

linki