Okrążenie Unteruckersee
Poniedziałek, 23 maja 2011 | dodano:24.05.2011
Km: | 32.00 | Czas: | 02:09 | km/h: | 14.88 | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Rower: | Kross Trans Alp 2009 |
Była ładna pogoda, choć trochę chłodno i wiał dość silny wiatr. Pomyślałem, że można by odwiedzić sąsiadów. Wybór padł na ładne, aczkolwiek jeszcze nieco zaniedbane miasteczko Prenzlau. Na uwagę zasługuje zwłaszcza malownicze jeziorko o powierzchni ok. 1000 ha, po którym można przepłynąć się stateczkiem. Ja natomiast postanowiłem jeziorko objechać rowerem, napawając się jego widokiem z otaczających wzgórz. Dystans marny, ale krajobrazy cudne, więc warto.
Na szczęście wpadłem na genialny pomysł, żeby zabrać ze sobą aparat. W związku z tym zaprezentuję skromną fotorelację z wyprawy.
Początek niestety nie najlepszy. Nie mam co prawda zdjęcia pokazującego najpiękniejszy moment w całej wyprawie, gdy droga zmienia się w rzekę, ale po odnalezieniu objazdu też nie było za ciekawie. Dróżka wybrukowana jak ze średniowiecza, szkoda mi było mojego nowego Trans Alpa, ale w sumie pomyślałem sobie: niech się przyzwyczaja, że lekko nie będzie...
...i wykrakałem. Myślimy sobie o Niemcach, że tacy solidni, a tu proszę: droga jak za króla Ćwieczka i do tego drzewo w poprzek drogi. Przez kilka dobrych minut zastanawiałem się jak to obejść, bo z jednej strony był dość stromy uskok, z drugiej natomiast dość wysokie pokrzywy (ani jednego ani drugiego nie widać na zdjęciu). A na powtórkę z ostatniej wycieczki nie miałem za bardzo ochoty. Ale zawracać też nie było sensu, więc wybrałem... pokrzywy (auuuć).
Za to widoki cudne. Warto było się trochę poświęcić. Potem zresztą było już znacznie lepiej jeśli chodzi o drogę:
No i pojawiła się także pierwsza infrastruktura dla turystów rowerowych, z której skwapliwie skorzystałem, rozkoszując się wodą Żywiec i wspaniałym krajobrazem.
Przejeżdżając przez miejscowość po drugiej stronie jeziora natrafiłem na ciekawe towarzystwo, które spokojnie chrupało sobie trawę. Gdy jednak wyciągnąłem aparat, z zainteresowaniem ruszyło do mnie, myśląc zapewne, że to coś do jedzenia...
Po nader przyjemnym spotkaniu wjechałem już na szlak rowerowy Berlin-Usedom, co oznaczało wyższy standard podróży - wydzielone ścieżki rowerowe, częstsze miejsca do odpoczynku, a nawet i takie coś:
Może wygląda na zwykły barak, ale to prawdziwa kawiarnia dla turystów. Można sobie kupić coś do jedzenia, picia, obejrzeć mapę, a nawet skorzystać z noclegu (na zapleczu jest camping). Za to właśnie cenię Niemców.
A to już widok na Prenzlau od drugiej strony jeziora (które wystraszone schowało się za drzewami). Taki krajobraz obwieszcza rychły koniec wyprawy.
Jeszcze przejazd przez ostatni mostek i koniec podróży. Niby tylko 32 km, ale bardzo fajna wycieczka. Polecam!
Na szczęście wpadłem na genialny pomysł, żeby zabrać ze sobą aparat. W związku z tym zaprezentuję skromną fotorelację z wyprawy.
Początek niestety nie najlepszy. Nie mam co prawda zdjęcia pokazującego najpiękniejszy moment w całej wyprawie, gdy droga zmienia się w rzekę, ale po odnalezieniu objazdu też nie było za ciekawie. Dróżka wybrukowana jak ze średniowiecza, szkoda mi było mojego nowego Trans Alpa, ale w sumie pomyślałem sobie: niech się przyzwyczaja, że lekko nie będzie...
...i wykrakałem. Myślimy sobie o Niemcach, że tacy solidni, a tu proszę: droga jak za króla Ćwieczka i do tego drzewo w poprzek drogi. Przez kilka dobrych minut zastanawiałem się jak to obejść, bo z jednej strony był dość stromy uskok, z drugiej natomiast dość wysokie pokrzywy (ani jednego ani drugiego nie widać na zdjęciu). A na powtórkę z ostatniej wycieczki nie miałem za bardzo ochoty. Ale zawracać też nie było sensu, więc wybrałem... pokrzywy (auuuć).
Za to widoki cudne. Warto było się trochę poświęcić. Potem zresztą było już znacznie lepiej jeśli chodzi o drogę:
No i pojawiła się także pierwsza infrastruktura dla turystów rowerowych, z której skwapliwie skorzystałem, rozkoszując się wodą Żywiec i wspaniałym krajobrazem.
Przejeżdżając przez miejscowość po drugiej stronie jeziora natrafiłem na ciekawe towarzystwo, które spokojnie chrupało sobie trawę. Gdy jednak wyciągnąłem aparat, z zainteresowaniem ruszyło do mnie, myśląc zapewne, że to coś do jedzenia...
Po nader przyjemnym spotkaniu wjechałem już na szlak rowerowy Berlin-Usedom, co oznaczało wyższy standard podróży - wydzielone ścieżki rowerowe, częstsze miejsca do odpoczynku, a nawet i takie coś:
Może wygląda na zwykły barak, ale to prawdziwa kawiarnia dla turystów. Można sobie kupić coś do jedzenia, picia, obejrzeć mapę, a nawet skorzystać z noclegu (na zapleczu jest camping). Za to właśnie cenię Niemców.
A to już widok na Prenzlau od drugiej strony jeziora (które wystraszone schowało się za drzewami). Taki krajobraz obwieszcza rychły koniec wyprawy.
Jeszcze przejazd przez ostatni mostek i koniec podróży. Niby tylko 32 km, ale bardzo fajna wycieczka. Polecam!
komentarze
Ciekawie opisana wycieczka, czekam na więcej taki opisów i jak najwięcej zdjęć :)
rowerzystka - 23:08 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj
Fajna relacja. Oby więcej takich. Dużo ciekawych zdjęć i widoki zapierające dech w piersiach. Muszę odwiedzić tę trasę.
Anonimowy rowerzysta Anonimowy tchórz - 15:20 piątek, 1 lipca 2011 | linkuj
Komentuj
Anonimowy rowerzysta Anonimowy tchórz - 15:20 piątek, 1 lipca 2011 | linkuj